Kobiety zaskakuje fizjologia porodu [wywiad z położną] - Mamywsieci.pl
Teraz czytasz...
Kobiety zaskakuje fizjologia porodu [wywiad z położną]

Planer na Dobry Rok

Kobiety zaskakuje fizjologia porodu [wywiad z położną]

czy poród boli
https://biokurier.pl/jedzenie/zdrowie-jedzenie/agata-aleksandrowicz-hafija-instynkt-musi-byc-uzupelniony-wiedza-i-wsparciem-wywiad/

Poród to jedno z ważniejszych wydarzeń w życiu matki. To doświadczenie naznaczone wieloma emocjami: ekscytacją, bólem, strachem, radością, ale i wstydem, o czym rzadko się mówi. Dlaczego nie chcemy rozmawiać o fizjologii porodu? Co w nim nas najbardziej zaskakuje? I dlaczego nowoczesne technologie na sali porodowej zamiast pomagać, przeszkadzają? O tym rozmawiam z Anną Majdą-Sandomierską, położną, autorką bloga Położna Mamą.

 Co w porodzie najczęściej zaskakuje kobiety?

Anna Majda-Sandomierska*: Ból. Kobiety oczywiście wiedzą, że poród boli, ale nie wiedzą, co to za ból. Na sali porodowej stykają się po raz pierwszy z doświadczeniem, którego nie można do niczego porównać. Idą do szpitala z nieświadome, niekiedy wręcz ciekawe. Ostatecznie jednak są zaskoczone, i to również wtedy, gdy rodzą drugi czy kolejny raz.

Anna Majda położna
Anna Majda-Sandomierska, archiwum prywatne

Wydawałoby się, że drugi poród jest już łatwiejszy.

Nie zawsze tak jest. Kobieta wie już, jak boli i co ją może czekać. Jest świadoma, w pewnym stopniu przygotowana. A to bardzo dużo. Z bólem, czy to przy pierwszym porodzie, czy przy kolejnym, gorzej radzą sobie kobiety, które w żaden sposób nie przygotowały się do urodzenia dziecka. Nie potrafią skorelować oddychania ze skurczami, co czasem skutkuje tym, że wpadają w panikę. Są przerażone tym, co się dzieje. A do tego to wszystko tak długo trwa. Zaskakuje ich fizjologia porodu.

→ Przeczytaj także: Brzuch po porodzie naturalnym i cesarskim cięciu: jak się zmienia?

O niej chyba niewiele się mówi.

To prawda. Jak często można przeczytać czy usłyszeć, że w czasie porodu kobieta może mimowolnie oddać stolec? Tak samo pomija się milczeniem fakt, że po nogach mogą się sączyć wody płodowe i że może się pojawić plamienie. To nie są widoki, o których się standardowo mówi.

Zdjęcia pokazują kobietę, która tuli dziecko, ewentualnie ma grymas bólu na twarzy w chwili skurczu. Nie pokazuje się jednak tego, że na porodówce chodzi się bez bielizny. Żadna kobieta nie przyzna się do tego, że położna wymieniała jej wkładkę, bo leżąc po cesarskim cięciu, nie mogła sama tego zrobić. To jest bardzo krępujące, a to jest czysta fizjologia i specyfika pracy na bloku położniczym.

W jaki sposób starasz się przełamać wstyd u swoich pacjentek?

Rozmawiam z nimi. Tłumaczę, że nie muszą się przejmować. To dla nas normalne i nie zwracamy na to uwagi. Nas, położne, nie dziwi fakt, że kobieta na porodówce nie ma majtek. My jesteśmy zaskoczone, gdy ona ma je na sobie.

W tej całej mało przyjemnej fizjologii robimy wszystko, co w naszej mocy, by kobieta czuła się komfortowo. Chcemy, by czuła się swobodnie. Młoda mama nie ma skupiać się na tym, że widać jej kawałek pupy. Jej zadaniem jest przeżywać, oddychać, pokonywać skurcze.

Mówimy o kobietach, ale w porodzie często uczestniczą mężczyźni. Oni też bywają czymś zaskoczeni na porodówce?

Mężczyzn najbardziej zaskakuje własna niemoc. Wielu z nich wchodzi na salę porodową z przekonaniem, że pomogą swojej partnerce bardziej niż mogą. Wydaje im się, że pomasowanie pleców czy podanie szklanki wody wszystko załatwi. Tak zresztą kreuje się obraz mężczyzn na porodówkach.

Kiedy jednak następuje zderzenie z rzeczywistością okazuje się, że tatusiowie niewiele mogą. Nie są w stanie fizycznie uśmierzyć bólu. Wydaje im się, że skoro ich partnerka otrzymała znieczulenie, bólu nie powinno być. A ono przecież go tylko minimalizuje, nie znosi go w pełni. Nie ma magicznej pigułki, która wyłączy czucie na czas porodu. To fizjologicznie niemożliwe, bo bez niego nie da się naturalnie urodzić dziecka.

Bywa zatem tak, że mężczyzna chciałby bronić swojej kobiety, ale w swojej bezradności nie do końca może to zrobić.

Kobiety nierzadko same o tę pomoc proszą. Mówią: zrób coś.

To niestety nie pomaga. Mężczyzna czuje się wtedy zobowiązany do działania, ale zupełnie nie wie, co robić. I stąd nieprzyjemne sytuacje na sali porodowej. Tata ma pretensje, że nic nie robimy, a my już tak naprawdę nic zrobić nie możemy. W tych emocjach i stresie zaczyna więc krzyczeć. Dobrze znamy ten mechanizm. Wiemy z czego wynika, stąd staramy się łagodzić stres i tłumaczyć. Na ogół to pomaga.

Ale to nie tak, że mężczyźni nam przeszkadzają, wręcz przeciwnie: bardzo nam się na porodówkach przydają. Ale tylko wtedy, gdy są przygotowani i swoją obecnością wpływają kojąco na partnerkę. Niestety, nierzadko jest tak, że tata się denerwuje, że to wszystko tak długo trwa albo siedzi z nosem w telefonie, zamiast zająć się kobietą. Zdarza się, że jest zły, bo jest zmęczony, niewyspany. To bardzo demotywuje rodzące, czasem wręcz wstydzą się za swoich parterów.

Udział mężczyzny w porodzie powinien być dobrze przemyślany i przedyskutowany. Porody rodzinne to nie obowiązek. To żadna ujma na honorze, jeśli mężczyzna nie będzie obecny na sali porodowej. Ma do tego prawo. I kobieta, która zmusza do tego swojego partnera, może mocno się rozczarować jego obecnością na porodówce.

Mężczyźni nie chcą oglądać porodu?

Niektórzy pewnie nie chcą, ale boją się do tego przyznać przed partnerką. Nie chcą zrobić jej przykrości. Ulegają presji, bo przecież wszyscy koledzy przecinali pępowinę. A powiedzmy to raz jeszcze: na porodówce mamy do czynienia z fizjologią, która nie zawsze jest przyjemna dla oka. Jeśli para jest nieprzygotowana i nie wie, co się może wydarzyć, wówczas pojawią się krępujące sytuacje dla obu stron.

Bardzo dużo zależy też od relacji między parterami. Kobieta nie może wstydzić się swojej nagości, swojej fizjologii. Na porodówce niczego nie da się ukryć. Tu wszelkie tajemnice związku wychodzą na światło dzienne. Emocje i ból biorą górę nad grą pozorów. A przecież poród jest magicznym wydarzeniem dla pary i mogą go przeżyć naprawdę metafizycznie, jeśli dobrze się do niego przygotują.

Rodzimy od zarania dziejów. Skąd zatem w nas to poczucie wstydu?

Zadałaś dość trudne pytanie. Faktycznie rodzimy od zawsze. Każdy dorosły wie, w jaki sposób dzieci przychodzą na świat i z czym to się wiąże. Ale zwróć uwagę na to, w jakich czasach żyjemy. Obecnie kreuje się doskonałość.

Wydaje mi się, że życie w okrasie idealizmu spowodowało, że my ogólnie się nie przyznajmy do naszych słabości. A przecież poród bardzo wyraźnie je odsłania. Wydawałoby się, że powinno być pięknie, pachnąco, czyściutko. Dla kogo jest przyjemne to, że mimowolnie oddajemy stolec? Kto się do tego przyzna, choć wszyscy wiemy, że tak właśnie jest.

Kobiety opowiadają sobie historie ze swojego porodu.

Zgadza się, ale zwróć uwagę, że mówimy, o które godzinie dziecko się urodziło, jak długo trwał poród, wspominamy o atmosferze na sali porodowej. Ale odpuszczamy sobie niewygodne szczegóły. Staramy się pokazać, że przyszłyśmy, urodziłyśmy i wyszłyśmy.

W dzisiejszych czasach nie przyznajemy się do fizjologii. Wszystko próbujemy zastąpić techniką, aplikacjami. W porodzie tak się nie da. I co więcej: my nie chcemy, by się dało. Wbrew postępowi chcemy, by na porodówkach pamiętać o naturze. By wsłuchać się w siebie i swoje ciało.

My, kobiety, nie jesteśmy świadome swojego ciała?

To coraz trudniejsze zadanie. Jesteśmy dziś bardzo zabiegani. Żyjemy w ciągłym pędzie. Stres i wynikające z niego nerwobóle to domena współczesnego świata. Uparcie je ignorujemy. Nie zauważamy, że organizm prosi o sen, odpoczynek, lepszą dietę. I podobnie jest na porodówce. Nie skupiamy się na sobie. Chcąc ułatwić sobie życie na wszystkie sposoby, korzystamy z kalkulatorów, aplikacji, kalendarzy. Nic nie musimy pamiętać, wielu rzeczy nie musimy robić.

I kiedy przychodzimy na porodówkę, wydaje się nam, że będzie podobnie – ktoś za nas coś zrobi. A tymczasem nowoczesne techniki w trakcie fizjologicznego porodu nie mają zastosowania.

Zaraz ktoś powie, że przecież dziś rodzimy otoczone specjalistycznym sprzętem, który pozwolił w znacznym stopniu obniżyć śmiertelność kobiet i dzieci przy porodzie.

Zdecydowanie tak! I on jest bardzo potrzebny, pomocny. Ale on za nas niczego nie zrobi. To kobieta najlepiej wie, kiedy powinna przeć. Nie maszyna. To ona czuje nadchodzący skurcz i jaką pozycję przybrać, by było jej najwygodniej. Na szczęście coraz więcej położnych odchodzi od sterowanego parcia. Pozwalamy kobiecie szukać wygodnej dla niej pozycji, wręcz namawiamy ją do zejścia z łóżka, tłumacząc, że leżąc rodzi się trudniej i boleśniej, bo wbrew sile grawitacji.

Zobacz także
kobieta z depresją poporodową

Przeczytaj, dlaczego warto urodzić w pozycji wertykalnej. 

Nie chcę być źle zrozumiana. Nie chcę, żebyśmy na porodówce cofnęły się do epoki kamienia łupanego. Sala porodowa to nie jaskinia. Marzę jednak o tym, by kobiety potrafiły na te kilka godzin wyłączyć się ze świata zewnętrznego. Otworzyły się na naturę. Wsłuchały się w siebie. Zaufały sobie. Nam, położnym, będzie wówczas zdecydowanie łatwiej witać dzieci na świecie.

Myślę, że to faktycznie trudne zadanie. Łatwo wpaść w pułapkę nowoczesnych technologii.

Tak, to nasza zmora. Tak sobie czasem żartujemy z koleżankami, że na porodówce powinien być zakaz używania telefonów komórkowych.

Dlaczego?

Bo tylko przeszkadzają, rozpraszają. Kobiety zamiast wyciszyć się, rozmawiają przez telefon lub zaglądają do mediów społecznościowych.

Natura świetnie to sobie wymyśliła. Ból porodowy nie jest taki sam jak ból zęba. Ten pierwszy idzie falami, daje czas na nabranie sił, zregenerowanie się. Wtedy kobieta powinna się rozluźnić, zamknąć oczy, posłuchać muzyki. A wiele z naszych pacjentek w tym czasie oddzwania do rodziny, by poinformować jak się sprawy mają. A im bardziej zaawansowany poród, tym większa potrzeba skupienia. Po co marnować energię?

Do porodu można się przygotować?

Powinno się! Wielu nieprzyjemnych sytuacji można by uniknąć, gdyby pary odpowiednio się przygotowały do narodzin potomka. I to nie chodzi o to, by przeczytać kilka artykułów czy obejrzeć jakiś filmik. Tu chodzi o świadome wsłuchanie się w siebie. Bardzo ważne są też spotkania z położną, która np. nauczy nas, jak oddychać w trakcie porodu.

To banalna rzecz, i ktoś zapyta, po co się tego uczyć, ale kiedy pojawia się stres, trudno złapać właściwy rytm.

Wysiłek w czasie porodu jest porównywany do wysiłku maratończyka. A przecież taki maratończyk nie wstaje z łóżka i nie zaczyna biec, tylko do startu przygotowuje się miesiącami. Kobiety też muszą się przygotować do porodu, i to pod każdym względem. Muszą być przygotowane na to, co się może wydarzyć. Muszą zdawać sobie sprawę z tego, jak narodziny dziecka wyglądają od strony fizjologii. To nie jest temat, który można sobie odpuścić. Takie myślenie jest wręcz niebezpieczne.

Pamiętam pacjentkę, która zupełnie nie radziła sobie z bólem. Była tak zestresowana, tak fizycznie wykończona, że zupełnie z nami nie współpracowała. To stwarzało niebezpieczne sytuacje i dla niej, i dla dziecka.

Po porodzie, kiedy poszłam zapytać ją, co się takiego wydarzyło, jej odpowiedź mnie zszokowała. Powiedziała, że nie była świadoma tego, co się wydarzy. Nie widziała potrzeby chodzenia do szkoły rodzenia czy rozmowy z położną na etapie ciąży. Miały jej wystarczyć filmiki z YouTube. I na nich poród wyglądał zupełnie inaczej…

*Anna Majda-Sandomierska – mgr położnictwa z 15-letniem stażem, certyfikowany doradca laktacyjny, właścicielka szkoły rodzenia, prywatnie mama trójki dzieci.

Jak oceniasz ten tekst?
Dobry
0
No, nie wiem
0
Świetny
0
Uwielbiam
0
Zwariowany
0
View Comments (0)

Leave a Reply

Your email address will not be published.

(c) 2012-2024 Ekomedia   |   wykonanie: BioBRND.pl